15 listopada 2013

- 41 -





6 listopada 2013

"PRYZM" Wizja VII - Gwiazda

Gdy już wszyscy zasiedli przy okrągłym drewnianym stole, a staruszek godnie położył przed sobą książkę, atmosfera stała się iście magiczna.
Kiedy Hod miał otworzyć tom, który przyniósł, Sinbard poczuł wszystko wypełniającą niezwykłość.
Jakby każdy ułamek tej chwili skrywał w sobie wielką moc i przygodę.
Hod i Bartus wymienili kilka krótkich słów, których chłopiec z podniecenia nawet już nie usłyszał.
Wraz z pierwszymi odczytanymi z książki słowami, wszystko stało się jakby miękkie, a policzki chłopca wypełniło ciepło.
Każde kolejne słowo Hoda stawało się kolejnym obrazem pod zamkniętymi powiekami Sinbarda, który nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
Z mroku wyłoniły się pojedyncze obrazy, które po chwili zaczęły tworzyć ruchomy ciąg i przybrały coś na kształt wizji.
I w pewnym momencie, nawet nie wiedzieć kiedy, historia przestała być narracją a chłopiec zaczął swobodnie rozglądać się dookoła.
Było ciemno.
Zupełnie jak w nocy.
Miejsce, które teraz oglądał nie mieściło się już w małej biblioteczce, którą nazywano "Przystanią".
Właściwie trudno było mu określić, gdzie właściwie się teraz znajduje.
Nie słyszał już głosu Hoda, nie widział też Bartusa, więc energicznie zaczął rozglądać się za swoimi towarzyszami.
Przez chwilę miał nawet wrażenie, że to jakiś trik, iluzja, lecz twardo stąpał po ziemi, a wszystko sprawiało wrażenie całkowicie prawdziwego i namacalnego.
Chłopiec poczuł rosnące w nim zakłopotanie.
Bardzo pragnął teraz jakiejś podpory.
Czegoś co zgasi to poczucie niepewności.
Niemalże jak na zawołanie pojawił się głos Hoda, który wyłonił się z mroku z przyjacielskim gestem i objął chłopca za ramię.
- Czasami jest tak - zaczął tłumaczyć staruszek - że doświadczenie jest tak nowe i egzotyczne, że umysł nie jest w stanie zamienić tego, co nas spotyka w coś wytłumaczalnego, w logiczny fakt. Wtedy najczęściej pojawia się strach i niepewność, ponieważ nasze doświadczenie zbiega na tor, którego nie znamy, o którym nawet nie słyszeliśmy. Nie przejmuj się tym, jestem tu z Tobą.
- A gdzie Bartus? - dopytywał się Sinbard.
- Kontynuuje opowieść. Musieliśmy się zmienić gdy zobaczyliśmy jak się zakłopotałeś, gdy pomyślałeś, że zostałeś sam.
Chłopiec odetchnął z ulgą, na co Hod, wciąż trzymając go serdecznie za ramię odwrócił się powoli.
- Kto by pomyślał że ukryła się pod twoim nosem. W samym środku nocy - rzekł rozbawiony staruszek, a z nieprzeniknionej ciemności wyłonił się lekko oświetlony kontur wielkiego drzewa wyższego niż jakikolwiek inne jakie widział do tej pory chłopiec. Poskręcane gałęzie wiły się majestatycznie rodzielając się i łącząc ze sobą tworząc w koronie coś na kształt schronienia.
Witaj ponownie gwiazdeczko! - Chwilę podziwu przerwało ciepłe i serdeczne wołanie Hoda.
Nagle wszystko wypełniło się światłem.
Hod zakrył twarz szerokim rękawem a Sinbard pośpiesznie zasłonił oczy dłonią.
Po chwili, gdy natężenie blasku osłabło, a podróżnicy odsłonili swoje twarze, okazało się, że całe drzewo razem z koroną jest oświetlane setkami wiszących u gałęzi gwiazd, którewisząc na srebrzystych niciach emitowały ciepłe, miękkie światło.
Wiatr delikatnie bujał ich pulsującym blaskiem, a drzewo wydawać się było kołysać wraz z nimi.
Pośród tej gry świateł i cieni na samym szczycie drzewa dało się teraz zobaczyć niewielką, prostą chatkę, którą Sinbard obserwował z otwartą z podziwu buzią.
Na jej obrzeżu pojawiła się sylwetka przyodziana w długi płaszcz i szeroki szal lekko powiewający na wietrze.
- Kto to taki? - zapytał Sinbard uderzając w oczywisty ton.
- Kobieta, która wybrała życie pomiędzy gwiazdami - odparł ciepłym głosem Hod jakby odpowiedź była najoczywistsza na świecie.
Sinbard spojrzał w górę i cofnął się trochę, gdy okazało się że sylwetka stojąca przed chwilą na szczycie, jest już w połowie drogi, gnając, a właściwie zsuwając się na dół za pomocą czegoś co przypominało huśtawkę zawieszoną na srebrzystych niciach, które wydawały się podlegać woli kobiety.
Nie minęła chwila a była już na samej ziemi i od razu rzuciła się w objęcia Hoda.
- Witaj mistrzu. - powiedziała cicho kobieta o ciemnych, dość krótkich, roztrzepanych włosach, przytulając się bez wahania.
- Witaj moje dziecko. - Hod odwzajemnił czułość.
- Jestem Kora. - zwróciła się do chłopca nieznajoma wyciągając rękę.
- Sinbard. - odpowiedział rozemocjonowany do granic możliwości chłopak i uścisnął rękę kobiety. - Miło mi.
- Na pewno. - odpowiedziała wesoło widząc rozpromienienie na całej twarzy Sinbarda.
- Czemu chciałaś mnie zobaczyć? - Zapytał Hod, gdy już upewnił się, że nie przerywa wzajemnej wymiany spojrzeń ich młodszych towarzyszy.
Kora posmutniała i spoglądając na nocne niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy, po chwili odparła:
- Martwię się, bo jeszcze nie wrócił. Powiedział, że musi nauczyć się kochać mnie miłością na jaką zasługuję. Czuję... - tu przerwała na chwilę, wracając wzrokiem do rozgwieżdżonego drzewa - Czuję, że coś mu się stało. Chciałam byś był w pobliżu, tak jak zawsze. Wtedy będę czuła się bezpieczna.
- Masz przy sobie jego książkę?
- Tak, mam. - Odparła Kora przytulając do piersi torbę wiszącą na ramieniu. - Jest przy mnie. Dałam jednak słowo, że cokolwiek się nie wydarzy, pozwolę mu dokończyć to, co chce mi dać. I nic nie jest w stanie złamać tej obietnicy. On szuka tam. Ja czekam na niego Tutaj. Pomiędzy gwiazdami, które skradł niebu dla mnie. Taką miłość wybraliśmy dla siebie. Wiem, że rozumiesz.
Hod z oczami pełnymi wzruszenia chwycił Korę za rękę.
- Daj mi proszę znać, gdy spełni się to o czym marzycie. Będę w pobliżu.
Dziewczyna jeszcze raz objęła w podzięce staruszka i wsiadła na huśtawkę.
Jeszcze raz zawiesiła wzrok na młodym towarzyszu Hoda.
- Sinbardzie. Masz coś bardzo cennego. Dbaj o to.
- Jest w dobrych rękach - odparł staruszek okrywając go szerokim rękawem swojej szaty.
Kora uśmiechnęła się a huśtawka pognała do góry, pomiędzy lekkie światło gwiazd.
- Moje serce dziękuje wam za wizytę - rozległ się głos Kory, który dochodził jakby ze wszystkich kierunków. - Jestem Spokojna.
Wszystkie gwiazdy jeszcze raz zamigotały mocno.
Tym razem światło nie raziło oczu i pośród blasku gwiazd Sinbard odnalazł ciepłe spojżenie Kory, która była już na samym szczycie jaśniejącej od blasku korony drzew.


. . .