24 marca 2013

20


Wybaczenie


Życie jest.
Pojawiamy się w nim.
Człowiek zrodzony z człowieka.
Gdzieś w jakimś miejscu, pośrodku bezmiaru.

Są tutaj inni ludzie, którzy coś mówią.
Przekazują w sposób czuły lub nie swoje doświadczenia.
Czasami są to słowa pełne radości.
Innym razem jest w nich wiele cierpienia.

Wszystkie te historie są możliwe....
Ich różnice są możliwe.
Ponieważ kreujemy w nas bardzo silny koncept osobowości.
Bierze się on z najpierwotniejszego poczucia egzystencji.
Dzięki temu jakby czujemy swą obecność.

Czujemy swoją obecność.

To bardzo proste i ważne słowa.
Nasza obecność jest dla nas postrzegalna.
Postrzegalność samych siebie nazwałbym samo-świadomością.

Istnieje jednak...
Hm.
Jakby maniera opisywania, determinacji "co czym jest".
Choćby po to by odróżnić zagrożenie, coś trującego itd.

I jest to największa potęga jaką posiadł człowiek.
Możliwość determinacji rzeczywistości.
Całkowitej.
Poprzez nadawanie znaczeń.
Poprzez przypisywanie wartości.
Poprzez operowanie słowem "nie".

Jeśli jest to proces świadomy.
Takie też będą jego owoce.
Nie ma większej rozkoszy niż czuć swoją obecność, dziejącą się w całej "reszcie" manifestacji.

Wszystko staje się jak rzeka.

Jej zawiłości, zakola, zmiany poziomów...
Pojawiają się poprzez nas, lub poprzez czynności innych ludzi.
Ale przyjmijmy pewną mędrczą postawę i sprowadźmy to tylko do nas.

Poprzez ubieranie poczucia własnej egzystencji, w przymiotniki, określenia, wartości...
Które wynikają z osobistego stosunku do postrzegania życia w nas.
Patrząc na siebie, traktujemy się troszkę jak obiekt.
I zaczynamy opisywać to co widzimy.
Stajemy się "czymś", zjawiskiem dla nas samych opisywalnym.
Skończonym.
Które będzie wiodło życie jako "ten konkretny kształt".

Są po podwaliny alchemii nas samych.
Przejaw boskiej kreacji w nas.
Możemy determinować nasze doświadczenie, kąt naszego postrzegania.
Możemy doświadczać nauki i wzrostu, wynikających z różnych doświadczeń.
Rozwijać TO za co się uznaliśmy.

Dzieje się to co można zobrazować kołem.
Zataczamy koło w naszym postrzeganiu, co jest wynikiem uważania się za "coś".

Wędrówki dusz.

Wyobraźmy sobie rzekę.
Rzeka życia.
Płynie "prosto".
Istota ludzka.
Poprzez przyjmowanie opisu samego siebie za fakt, kształtuje swoje postrzeganie.
Jeśli uzna się za pełnego dobroci, w rzece pojawią się inne "obiekty", które swoim zachowaniem odpowiadają tej wartości lub nie.
Bieg rzeki zostanie zmącony.
Postrzeganie wpada w zależności.

Pojawia się wybór.
Istnienie zaczyna sortować przejawy życia.
By osiągnąć jakiś konkretny obraz.
Jakiś konkretny ich układ.

Tych którzy w jego postrzeganiu stali się dobrzy mają za zadanie takimi pozostać.
Inaczej są zdrajcami.
Szarlatanami.
Bo JA  nałożyło na nich koncept, w którym mają się mieścić.

Dlatego pytam czasem.

"Ilu ludzi potrzebujesz, aby być tym za kogo się uważasz?"
"Ilu ludzi musi być wplątanych w zależności historii, którą sobie opowiadasz?"

Jest sobie więc rzeka, która nie biegnie już prosto.
Ma w sobie zależności.
Tutaj z racji tego za co się uważamy nie pójdziemy, tam pójdziemy chętniej.

Pojawiają się doświadczenia.
Najróżniejsze.
Ci dobzi okazują się jeszcze lepsi od nas od których warto się uczyć, albo zwykłymi kłamcami.
Ci źli okazują się źli, albo nie umieją poradzić sobie z cierpieniem, które ich spotkało...
Do tego dodajmy emocjonalny stosunek do tych zjawisk.
Powołajmy takie zjawiska jak sumienie, dusza, serce, umysł.
Multum, multum możliwości.
Do których robimy skok w bok, z głównego nurtu.
To nas ciekawi, taki świat sobie kreujemy by go oglądać.
Tak spędzamy nasz czas tutaj.

Płyniemy z rzeką.
Kreujemy wizje.
Później doświadczamy tego, ze świat, albo my nie możemy jej sprostać.
I na koniec wybaczamy.

I to wybaczenie na powrót podpina nas do głównego nurtu.
Skąd pojawiło się  wszystko to za co możemy się uważać.

Znów obraz staje się szerszy.
Znów jest lekkość i naturalność.

Dryfujemy.
Nabieramy sił.

Bez wybaczenia.
Poprzez karmienie ciała zawiścią, pogardą, gniewem...
Karmimy się śmiercią.
Sprzedajemy istnienie, w zamian za historię pełną niedomówień i cierpienia.
Zamykamy swoje postrzeganie.

Obrażamy się na życie.

Tak.

Obrażamy się za to, że dano nam możliwość determinacji i mogliśmy przegrać, cierpieć.
Nasze wizje mogły się nie spełniać, to co zbudowaliśmy mogło się zawalić.
Ludzie mogli cierpieć przez nas.
My mogliśmy cierpieć przez ludzi.
To za co się uważaliśmy mogło nie wystarczyć, mogło być za małe, albo za słabe by udźwignąć nasz sen.
I przegraliśmy.

Chcieliśmy coś stworzyć, a mamy same szramy na sercu i duszy.

Jeśli istnienie zdobędzie się na wybaczenie.
Jakby "powraca".
Wybaczenie wyzwala istnienie z konceptów i zależności.
Wybaczenie uwalnia cały świat od tego za co się uważaliśmy.

Sprowadza nad do punktu zero, do punktu wyjścia.
Dlatego wspomniałem, że ten proces można zilustrować kształtem koła.

Prosta linia.
Pętla w bok - jest naszą kreacją opartą na determiniźmie.
I jeśli "ja" powróci do prostej linii...
To nadal nie jest za późno.
Gdy nie powróci.
Gdy zacznie tworzyć i pogłębiać labirynty zależności.
Tego będzie doświadczać.
I ostatecznie zostanie zmiażdżone przez własną kreację.
Ponieważ świat jaki tworzymy w swoim postrzeganiu nie ma już w sobie nic z życia.

Tylko cyfry, i hierarchia wartości, którą musi dźwigać świat.
Przymus.
Odebranie woli innym przejawom istnienia.
Zdominowanie.
I odebranie innym możliwości świadomego kreowania samych siebie.
Zmuszenie, by drugie istnienie, nie miało możliwości doświadczania siebie tak jak najbardziej czuje.
I nie mówię tylko o sprawach absolutnych.
Mówię też o rzeczach, które można nazwać błahymi.
Jak ktoś wyraża siebie.
Jaki komuś przypadł ludzik, na wędrówkę tutaj...

Determinacja.
To najbardziej tania.
I największa potęga tego świata.
Ego poprzez determinację pragnie układać świat.
Posiąść go.
I układać.

Żąda od innych, by działali wedle wizji.
By byli tym, czy tamtym.
By zachowywali się wedle scenariusza.

Taki świat rodzi śmierć.

Bo nie jest wolny.
Bo nie jest swobodnym nurtem rzeki.
Tylko jego eksploatacją.
A jeśli.
Uważamy.
Że tylko nam wolno nadawać kształt.
Bo uważamy się za to, za to i jeszcze za tamto.

To nie podołamy.
Ponieważ nie ważne ile wchłoniemy danych - nasza percepcja jest ograniczona.
Ponieważ świat nie jest skończony.
Wciąż się dzieje.
I tracąc z oczu drugie istnienie i wybierając to jak możemy o nim pomyśleć zamiast egzystować w tym czym w istocie jesteśmy...
Tracimy z oczu również siebie.
Tracimy to z czego narodziło się to za co możemy się uważać.

Ta strata jest mentalna.
Nie jest faktycznym stanem rzeczy.
Jest konsekwencją naszej historii, którą sobie opowiadamy.

Ostatnimi obrazami, które trzymają nasze uczucia w tej historii.
Może podświadomie chcemy ukarać się za to co zrobiliśmy?
Może tym jest w istocie karma?

Wybaczenie.

Sprawia, że znów widzimy drugiego człowieka.
Uwalnia nasze postrzeganie i emocje.
Sprowadza percepcję do spraw najprostszych.

Takie jest koło życia.

Zamknięci w obrazach umysłu uczymy się.
Jak być.
Widzieć i kosztować to wszystko czym jesteśmy.




Om

21 marca 2013

Drogowskaz


Doświadczając cierpienia.
Jesteśmy w stanie dostrzec je w drugim człowieku.
Możemy go zrozumieć.

Doświadczając szczęścia.
Jesteśmy w stanie dostrzec je w drugim człowieku.
Możemy radować się wspólnie.

Doświadczając pomocy.
Jesteśmy w stanie wybrać to doświadczenie z puli dostępnych nam możliwości.
Możemy budować wspólne rozwiązanie.

Nie widzimy rzeczy, zjawisk, możliwości.
Które nie weszły w skład naszego postrzegania.
Ruszamy się, żyjemy, lecz jeśli coś nie dotknęło nas osobiście.
Nie wniknęło do naszego postrzegania.
Nie pojawia się w naszym doświadczeniu.

Żyjąc rutyną.
Nie poszerzamy naszego postrzegania.
Poruszamy się po ograniczonym torze.

Tak samo jest w przypadku trzymania urazy.
Emocjonalny stosunek do przykrości, powoduje.
Że wciąż żyjemy pośród obrazów, które sprawiły cierpienie.

W ten sposób nie zbudujemy tutaj nic innego.
Bo wciąż i wciąż, sprowadzamy tutaj swoje krzywdy.
Swoje niespełnione marzenia i intencje.

Z taką samą siła i mocą.
Dana jest nam możliwość.
By rosnął nasz sukces.
Radości.
Małe i duże.

Wcale nie trzeba wile słów.
By opisać To co wspólne.
Różnice, z racji naszego intymnego doświadczenia tego świata.
Są właśnie w słowach.


Om

18 marca 2013

Pszczeli Pustelnik


Wspinamy się po stromej górskiej ścieżce. Sandie opiera się na mnie dla utrzymania równowagi. Mówi, że jestem jej psem przewodnikiem, a ja nie protestuję. A oto nasz pustelnik: emanujący radosną energią człowiek o posturze gnoma. Nie ma zębów, ale chętnie eksponuje zdrowe dziąsła. Podaje każdemu z nas plastikową zawieszkę i garść nasion słonecznika. Mówi, że jesteśmy jak uczniowie tej samej klasy, wspólnie poznający dao.
- Mamy ten sam cel, tę samą Drogę.
Grupa chłonie każde słowo. Pustelnik wyraźnie pasuje do zachodniej koncepcji mędrca. Niewykluczone, że istotnie jest mądry, ale wszyscy szukają w nim głównie odbicia swojej własnej mądrości, więc nie mogę być tego pewien.
Oprowadza nas po swojej jaskini. Jest skromna, ale mniej, niż się spodziewałem. Pszczeli pustelnik to i owo posiada: mały zbiór książek, pastę do zębów, saszetki z szamponem, uśmiechnięty kosz na śmieci, radio, gazetę, latarkę, kalendarz otwarty na dzisiejszej dacie. Zdejmuje buty i siada na skrzyżowanych nogach, zaskakująco sprawnie jak na kogoś w jego wieku. Słuchamy kapania wody do wiaderka na deszczówkę i rozmawiamy.
- Czy istnieją chwile poza teraźniejszością? - pyta ktoś. Pustelnik mógłby odpowiedzieć: "Owszem, na przykład przyszły wtorek", ale oczywiście nie robi tego.
Uśmiecha się tylko samymi dziąsłami i stwierdza:
- Jestem szczęśliwy.
- Cytat z książki: "Poznam sympatycznego Boga", autor: Eric Weiner. -

Samopoznanie


Ciało, umysł i dusza wolne od symboli są naturalnym następstwem samo-poznawania.
Albo jak kto woli świadomego życia.

Zapala się w nas płonień, pragnienie bycia czystym, naturalnym i pierwotnym.
Ten ognień spala do ziemi wszelkie bzdury, które mogłyby pojawić się pomiędzy Tobą a drugim człowiekiem.
Na samym końcu spalając również i ten koncept odrębności.

Czasami ogólny koncept egzystencji tutaj jakoby wymusza na nas wykreowanie stosunku do rzeczy.
Opis, przymiotniki, wartościowanie pojawia się.


Tak również jest, to jedno z narzędzi, dzięki możemy opisywać sami Siebie.
Lecz jest większe zrozumienie niż to, gdzie znajdują się "nie-przyjaciele".
Wiedza kto lub co ci szkodzi nie pokazuje, gdzie są ci, którzy prawdziwie cię cenią, którzy są w stanie Cię dostrzec, pokazuje tylko tych, którzy się z tobą zgadzają lub nie.

Żyjąc tutaj bez zaznania tej wolnej przyjaźni, żyjesz wedle tych, których uważasz za swoich wrogów.
Skoro istnieje jakaś niekorzystna siła, którą uważasz za szkodzącą istnieje bilans strat i zysków.
Skoro istnieje strata nie ma przyjaźni.
Nie ma swobodności.
Jest sytuacja, która na tą chwilę ci sprzyja.
Z której czerpiesz.
Którą ekspoatujesz.

Niech obiektem wolnej przyjaźnij będzie coś co i tak jest już wolne.
Niech przyjaźnią będzie Życie.
Po co ci czakry, przytaknięcia i wiara w dwoiste stany, gdy jesteś za-pan-brat z najwyższym?

- Wszystko Jest!
- O łał! To całkiem sporo!
- Bracie... Nie wyobrażasz sobie jak wiele! : )))


Kamień Zielony



Na kartach lasu historii.
Gdzieś na dnie strumienia duszy.
Kamień zielony.
Którego nikt nie poruszy.

Spokojny i ciepły.
Zastały w swobodzie.
Z wyglądu twardy i zwykły.
W miękkim mchu i wodzie.

Patrząc na niego widać oczy.
Smutne, ale szczere.
Wie, że mógłby się toczyć.
Lecz nie pragnie zbyt wiele.

Ubrany w szatę z mchu.
Welon z miłego strumienia.
Zawsze tylko tu.
Wypatruje przyjaciela.

Dobrych, czułych dłoni.
Które serce ruszą.
Przepastnych oczu toni.
Które duszę wzruszą.

Spogląda na lasu gości.
Pragnie śpiewać każdemu.
Nie ukrywać swej radości.
Serce oddał właśnie temu.

Skarcony w duchu.
Przez usta mówiące cięto.
Że miłość tylko w ruchu.
Ukazuje swoje piękno.

Leży i czuje.
Że być może to prawda.
Świat jednak kłuje.
Więc twarda jego garda.

Pozostanie więc sobą.
By wnieść piękno siebie.
Nie będzie drugim - Tobą.
Chce zaskoczyć Ciebie.

I stać go czasami...
Na uśmiechnięty gest.
Dotykany potoku falami...
Tak po prostu... Jest.


17 marca 2013

Haiku

"Nie możesz dzielić z kimś swej radości, jeśli nie powiesz co widzisz."

Uwieczniamy ten świat w słowach, by dać komuś jego obraz.
By rozumieć siebie i czcić to co nas otacza.
Czasami słów jest tyle, że wypełniają grubą książkę.
Czasami słów jest tylko kilka.
Tyle ile zmieści się do dwóch złączonych, ludzkich dłoni.

Tym jest Haiku.

Obrazem, zawartym w słowach.
Czas - jak to łatwo powiedzieć.
Poza nim.
Ta chwila.

To moje Haiku dla Was.




Om

16 marca 2013

Kościół i Życie

Zainteresowały mnie dzisiaj te słowa:

"Co do kościoła, to myślę że coraz więcej ludzi już chyba nie potrzebuje "pośredników" do kontaktu z samym Sobą."

I poczułem, że "warto za nimi popłynąć...

Pośredników być może nie potrzeba.
Ale uczucie, z którego powstał kościół.
Jest wcielone.
A może się tak przydarzyć, że w czyimś doświadczeniu "zostało wcielone".
I choć można powiedzieć, że nie ma tu świętych.
To jesteśmy tu gośćmi.
Przyszliśmy "drudzy".
Ze wszystkimi przywarami naszej natury.

Świętość jest.

I czasem wystarczy odrobina odwagi lub zaufania do siebie.
Jakkolwiek tego uczucia nie nazwiemy.
Kiedy to co widzą nasze oczy.
To co czują zmysły.
To co dzieje się wokoło.

Jest obcowaniem z najwyższym.
Jako dziecko.
Jako mężczyzna.
Jako kobieta.
Jako kochanek i mędrzec.
Jako wszystko co postawimy po pierwszych słowach, w których zawiera się cały cud życia.

Ja Jestem.

Wszystko Jest.

Dla nas i przez nas.
Z niewiedzy zapomnienia czym jesteśmy.
Mamy możliwość.
Przybrać każdy kształt.
Urzeczywistniać wizje.
Kosztować owoców naszych dłoni.
W pryzmacie intelektu.
Dedukować i wnioskować.
Doświadczać nauki i swojego wzrostu.

Jednak do tego co wspólne nie prowadzi żadna reguła.
Ponieważ gdy nie towarzyszy nam zrozumienie, wszystko jest puste.
Nie nasze.
I również ta reguła choć nakreśla drogę.
Nie jest wymogiem.

Życie nabiera kształtu dzięki możliwościom.
Dzięki temu co dostrzegamy.
Oraz dzięki temu, co wykorzystamy.
To miejsce do którego dojdziemy.
Możemy dać.
Przekazać dalej.

I jest to esencja naszego świadectwa.

Myśli, które wypowiemy.
Uczynki, które są wyborem naszych dłoni.
Wszystko zostaje sprowadzone tutaj.
Doświadczone w akcie postrzegania.
Będzie niesione dalej.

Będzie niesione bez znaczenia na wartość, słuszność i potrzebę.
Czy to w kształcie aprobaty, czy sprzeciwu.

Nie cofniemy tego.
Co zostało w tym świecie wyrządzone.
Nie zmusimy świata do przybrania kształtu, który możemy poczuć w sobie.
Świat wita życie.
Jest naczyniem na nie.
Życie rozlało się w tym świecie.
Każda cząstka życia, nadaje mu kształt.
A będzie on zawsze różny od naszej wizji.
Zawsze.

Ponieważ umysł każdego z nas, który jest nieskończonym wymiarem, w którym kreślimy idee i plany.
Jest wirtualnym pokojem, w którym decydujemy, jeśli decydujemy, o kształcie życia, wokół.
Jest wirtualny.
Abstrakcyjny.
A poruszanie się w nim jest łatwe.
Bo nie posiada limitu.
Nie posiada limitu, by nasz zamysł był bezbrzeżny.

By życie mogło stawać się w tej inspiracji.

Nie posiada limitu... jednak jest skończony.
Ponieważ porusza się pośród rzeczy dokonanych, obiektów.
Pośród ich synergii i ponownego rozczłonkowania.

Nie dotyka życia, lecz obiektów, które jest w stanie z niego wyodrębnić.
Życie nie jest po to by spełniać te kalkulacje, by pasować do nich.
Zamysł.
Umysł.
Jest narzędziem, dzięki któremu możemy sprowadzać kształty do życia.

Kształty, które są wyobrażeniem.
Nabierają namacalności i wagi, ponieważ uważamy je za "nasze".
"Moje".
"Twoje".
Ten intymny emocjonalny stosunek do naszego dzieła.
Jest naturalny.

Bo jest w nim radość tworzenia.
I jest to doznanie ekstatyczne.
Niemalże zaślepiające.

"Ja".
"Tymi rękami".
"Zrobiłem".
"To".
"Jestem szczęśliwy".

Jest w tym duma.
Wzruszenie.
Wdzięczność.
Bóg.

Życie.

Gdy jednak uwaga utknie w tym dokonaniu.
I przydarzy się tak, że dokonanie pęknie, zestarzeje się, zostanie wyśmiane, zniszczone lub zabrane.

W postrzeganiu twórcy pojawi się jakby zaprzeczenie życia.
Pojawi się poczucie niesprawiedliwości, gniew, poczucie braku sprawiedliwości co w rezultacie przeistacza się zemstę, wyższość i śmierć.
I te rzeczy wypełnią ekspresję takiej istoty.

Doświadczając cierpienia.
Redukujemy Siebie.
Okopujemy się w ciele, które nam przypadło.
Lecz.
Nawet wtedy.
Nic nie jest nam zagwarantowane, nie przybyło nam żadnych możliwości, wręcz przeciwnie...
Po prostu okroiliśmy z zemsty do kogoś swoje własne możliwości.

Życie jest knąbrne, ponieważ przed każdym z nas stoją te same dylematy.
I w większości jednak chyba zakopujemy się w sobie.
Odrzucamy to co nie spełnia naszej wizji.
Nie rusza się wedle naszych myśli.
I z tej oburzonej postawy, w afekcie łączymy się w grupy.
Byśmy mogli być wspólnie sami.
Zamknięci we własnym umyśle pomiędzy jednym osądem a drugim.

Jak wygląda ludzka rozmowa?
Jak wygląda ludzka czułość?
Jaki smakuje miłość?

Jeśli pojawia się obraz.
Kształt.
Zdarzenie.
To są one darem dla Ciebie od Ciebie.

To Twój Za-mysł.

Co jest Za-myślą?
Aktem jej postrzegania?

Skąd czerpiesz inspirację do zamysłu?
Skąd one pochodzą?
Gdzie to jest?
Czy można ci To odebrać?
Czy można ci To dać?

"Masz ognień?"

: )




Om

1 marca 2013

Od kogo się uczyć?

 - Od kogo się uczyć? -

Takie właśnie pytanie.
I jakkolwiek by tego nie zawężyć.
To zawsze uczymy się od życia.
I nauka czyli mentalny wzrost, który może pociągnąć za sobą inne zjawiska.
Zawsze dzieje się w dwóch kierunkach.
Ponieważ ubierając się w wiedzę, rosnący jej zasób.
Stajesz się bardziej cenny, warty, doświadczony w swoim spostrzeganiu.
I te dwa kierunki dotyczą możliwości jakie posiadasz.
Bo albo to co się dowiedziałeś wykorzystasz do budowy czegoś z innymi ludźmi.
Albo będzie to dla ciebie pretekst do odgrodzenia się od nich, bo przecież oni się "nie rozwijają" i "nie mają wiedzy".

Pytanie "od kogo" się uczyć to takie lekkie uprzedmiotowienie życia.
Skupienie uwagi poza sobą.
Nawet ekspresja powierzenia się.
Albo pragnienia tego zrobienia.

Zamiast nauki od kogoś.
Czyli ubierania siebie w kogoś kto mógłby tego potrzebować.
A drugiego człowieka w pozycję która umożliwi ci twoje doświadczenie, czyli naukę...

Spotkanie się z drugim człowiekiem w rozmowie na neutralnym gruncie.
Na którym żadna ze stron nie posiada roli do odegrania.
W którym jest tylko wspólne przemierzanie swoich doświadczeń.
Ta naturalność i mentalna lekkość chwili jest owocem dla prostoty.
Prostota daje miejsce pewności.
A to właśnie czyjaś pewność sprawia, że jego słowa przekuwane są w nauki.

Ktoś stwierdził całe matematyczne równania i pop!
Uczysz się ich, mimo, że liczba nie występuje w naturze i jest po prostu praktycznie zmyślona.
Ktoś stwierdził i podzielił istnienie ludzkie na duchowe poziomy, ponieważ tak akurat ukształtowało się jego zrozumienie...

A ty się jeszcze niczego nie nauczyłeś.

Nie ma idei, która nie posiada wyznawców.