27 września 2013

Sumienie

Czasami jest tak.
Że zagląda do Ciebie uczucie, z którym witając się czujesz, jakbyś mógł objąć z wdzięczności cały świat.
Ale, aby móc to zrobić, wszystko to czym jesteś.
Musiałoby byś nieskończenie długie i delikatne jak mgła.
Jest w tym uczuciu tyle obrazów.
Tyle piękna.
Tyle oczywistości.
Że wzruszone zostaje każde sumienie.
Taka chwila jest jak pocałunek w skroń, od Boga.
Jest w nim wszelkie "Dziękuję" oraz każde "Ok, no co ty, nic się nie stało."
I pośród całej tej inspiracji.
Pośród wszystkich tych myśli przepełnionych wybaczeniem.
Rysuje się droga.
Utkana z drobnych ludzkich marzeń.
Zdarzenia, których zaistnienia pragnie nasze serce.
Pośród całej tej wolności.
Całkowitej nagości wobec siebie.
Szczerości.
Rodzi się moc.
Siła.
Wiara.
Te rzeczy w jednej chwili wsparte na wybaczeniu, swoistym rozgrzeszeniu każdej chwili, która miała miejsce.
Dają początek niezwykłej determinacji.
Serce krzyczy.
Jednym jedynym słowem.
"Spróbuję."
I nie ma w tym słowie wątpliwości czy wahania.
Jest Obietnica.
Obietnica złożona samemu sobie.
W obliczu najwyższego.
Które siada przy tobie.
Na tej samej ziemi.
I zabiera Ciebie na wędrówkę przez wszystko to, co było.
I słucha.
Pragnie odpowiedzi.
Może nie jest to coś w sensie "i co teraz dalej?"
Tylko "co kochasz, aby jeszcze było?"
I to jest zaszczyt.
Jest w tym radość.
Bo najwyższe w tym pytaniu jakby równa Cię z samym sobą.
Wręcza ci całą boskość, całą moc.
I możesz nadać czemuś kształt.
Najbardziej dobry.
Najbardziej upragniony.
W tym momencie najpiękniejszy świat tworzy dziecko.
Bo jest w nim zabawa.
Są przyjaciele.
Pierwsze marzenia i rumieńce.
Wydaje mi się, że jest tak dlatego, ponieważ dziecko jest najbliżej Domu.
Najbliżej Boga w jego absolutnej postaci.
Postrzeganie dziecka nie zostało jeszcze uprzedmiotowione, więc nie postrzega wszystkiego wokoło przez pryzmat zysku i strat.
Czuje się częścią.
Albo po prostu nie ma w nim jeszcze nawet przypuszczenia, że jest "coś innego".
Świat tworzony przez istotę, która doświadczyła przykrości, doświadczyła rozdarcia i podziału oraz pewnych myśli związanych z taką normą doświadczeń, które może zaoferować to życie, nie tworzy światów wolnych.
Nie ma w nim wspólnej zabawy.
Jest piętrowany brak zaufania.
Podejrzliwość i sprawdzanie.
Tym samym istnienie produkuje więcej tego, co samo doświadczyło, bo doświadczenie lustrowane jest na inne istnienia.
Światy budowane często z prostej ludzkiej miłości w momencie zetknięcia się z takim światem doświadczają konfliktu.
Ponieważ ktoś, kto kocha.
Dla kogoś kto tworzy swój świat, by go komuś potem wręczyć w kilku sakramentalnych słowach, obce jest zaprzeczenie.
Ponieważ to uczucie, w percepcji urasta do rangi absolutnej.
Wypełnia każdy skrawek postrzegania.
Człowiek zakochany żyje, jakby w gabinecie luster.
Ponieważ w jego percepcji wszystko jest nim.
Uczucie zaciera granice pomiędzy światami tworzonymi przez jednostki.
Znika "ja" i "ty".
Nie ma takich słów jak "tam" i "tu".
A z ust wyłania się prawda.
Słowa, które nie pragną niczego udowodnić, ani niczemu zaprzeczyć.
Posiadają wielką moc.
Ponieważ gdy mówisz prawdę, jesteś prawdziwy.
W tej prawdzie niezwyciężony.
Ponieważ mówisz oczywistość.
Coś niepodważalnego.
A w każdym słowie, małym czy dużym.
Jesteś Ty.
Autentyczny.
Cały.
Wypowiadasz słowa za wszystkich.
Bo nie ma w nich ujmy.
Jest wiele miejsca.
Wystarczająco wiele, by pomieścić nas wszystkich.
Po prostu troszczysz się.
Bo taki świat pragniesz ujrzeć najbardziej na całym świecie.
Coś połączonego.
Coś przez co się płynie, zamiast lawirować.
Coś co się współtworzy, a nie haruje orząc i uprawiając naszą urażoną dumę.
Jakże fascynujące jest to wszystko.
Akt postrzegania.
Rzeczy które możemy wymienić jako skład natury ludzkich myśli, rzeczy i zjawisk.
Jak wiele w tym niewiadomego.
Jak małe wydają się być nauki.
Jak próżne i zwodnicze.
Bo pokazują palcem gdzie jest wróg, albo gdzie coś ma koniec.
Świat nie ma kształtu.
To my kształtujemy go.
Za pomocą najpotężniejszej siły jaką jest zdolność do determinowania znaczeń.
Przez wysiłek rąk, logikę umysłu, poprzez planowanie i wyciąganie z abstraktu myśli i sprowadzanie ich tutaj by każdy mógł je zobaczyć.
Jakże jest to piękne.
Odrębność jest nam dana tylko po to, byśmy mogli sobie doradzać i uczyć się.
Byśmy mogli się inspirować.
Wzorować i zaskakiwać się wzajemnie gdy uda się nam coś osiągnąć.
Osiągać zenit i odkrywać że jeszcze nie wiemy nic, że to dopiero początek.
Ale.
To dzieje się na równi.
Na jednej wielkiej ciągłej nieskończonej linni.
Wszystko jest uczniem i mistrzem.
Mooji powiedział kiedyś "To co widzisz jest twoim guru".
Druga część brzmiałaby mniejwięcej tak, że "to ty decydujesz o tym co jest".
W pierwszej frazie składasz pokłon przed najwyższym.
W drugiej zrównujesz się z Tym.
I nadajesz mu kształt.
A przez to i także sobie.
Twożyć tą chwilę.
To zabawne, że można powiedzieć, że czasami "jest trudno".
Ale na to czasami wystarczy równie oklepane "nikt nie mówił że będzie lekko".
Które dobrze jak może się zakończyć dziecięcym śmiechem.
Bo to by ładnie świadczyło o śmiejących się.
Jest jak jest.
Nie zginaj karku.
Pokaż to, co chcesz ujrzeć, nie dlatego, że ci tego brakuje tylko dlatego, że to jesteś Ty.
Bo to prostsza droga od wieszania na tym świecie świętej zemsty i kary.
Jest wielkie spełnienie.
Kiedy świat przybiera wymazony kształt.
"I wiedział bóg, że to było dobre"
Ostatecznie nie jest ważne.
Czy bóg jest.
Tylko czy potrafisz zrozumieć i poczuć drugie istnienie.
Które stwożyło go dla siebie z miłości.
Zjawiska najwyższe.
Mają to do siebie.
Że są proste.
Dlatego pierwszy bóg.
Był po prostu...
"Dobry".
Bo właśnie taki był jego stwórca.
Pragnął roztoczyć najwyszą opiekę nad wszystkimi, których pokochał.
Opiękę która będzie trwała, nawet gdy sam odejdzie.
Bóg który słucha i wybacza, rodzi się tylko z najczystszego serca.
Bóg który jest zawsze przy tobie w chwilach trudnych i radosnych zrodzony jest ze współczucia i zrozumienia.
Czy potrafisz poczuć uczucie z którego narodził się bóg?
Czy potrafisz wejrzeć w to co jest.
I zobaczyć, że dzielimy to miejsce, ten moment.
Że jak zrobisz komu przykrość to ona faktycznie się stanie.
Że to co robisz jest częścią życia innych istnień.
Które co prawda wyrastają z jednego korzenia.
Ale z racji osobowej percepcji postrzegają życie w sposób unikatowy.
Mam teraz w myślach obrazek dziecka idącego obok rodziców co chwile pytając się o znaczene przedmiotów które wskazuje palem.
Czy zdajesz sobie sprawę, że twoja odpowiedź determinuje postrzeganie młodego istnienia?
Że wprowadzasz do umysłu tej istoty ramy, w których w późniejszych latach będzie się poruszać.
Na nich będzie się wspierać.
Z nich będzie mierzyć i ukłądać swoje życiowe cele.
Z tych ram będzie spadać, gdy rzeczy pójdą "nie tak".
Wydaje mi się.
Że to najtrudniejsze zadanie na świecie.
Być dobrym tatą.
Rodzicem.
Myślę, że bóg.
Jako nasz tata, byłby z nas bardzo smutny.
Bo jeśli jest zdolny do śnienia marzeń.
I stworzył nam tak piękny świat.
To jakie musiało być jego pragnienie.
Jakie uczucie musiało przemawiać przez niego.
Gdy z miłości zapragnął wyśnić nas do życia.
Jak wielki był to sen.
I jak bezgraniczne było jego zaufanie.
Gdy zamknął powieki oddając każdemu z nas całą swoją moc.
Nie wątpił w siebie.
W swoje dzieło.
Bo było ono Dobre.
Powstało z Miłości.
Z najprostszych słów.
Nie było w tym próby.
Bo nie tym jest miłość.
Największą rozkoszą dla świadomości.
Jest zobaczenie samej siebie.
Bądźmy tak piękni jak to miejsce, do którego przybyliśmy, by spędzić razem kilka chwil.
Może uda się nam w międzyczasie stwożyć coś ładnego.
Albo czegoś się nauczymy.
Spróbujmy.

Wszystko Jest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz