27 października 2014

PRYZM - Wizja 7: "Życie"


 ...

Sinbard siedział machając nogami na porośniętym kolorowymi kwiatami tarasie.
Uśmiechał się do swoich myśli, starając je sobie poukładać w logiczny, racjonalny ciąg.
Jednak to, co wydarzyło się kilka dni temu było zbyt nieprawdopodobne, zbyt... magiczne.
Kiedy wzdychał tak co chwilę nie mogąc ogarnąć tego wszystkiego w zadowalający sposób, na progu tarasu pojawił się Hod.
- Mogę? - zapytał widząc zafrasowanie chłopca.
Sinbard skinął głową nie mówiąc ani słowa, po czym staruszek usiadł obok i zapatrzył się w niebo.
Siedzieli tak chwilkę.
W ciszy.
- Nigdy jeszcze tak nie miałem - Stwierdził w końcu Sinbard.
- To znaczy?
- Nigdy nie byłem w tym świecie z kimś. Z kimkolwiek nie przeżyłem czegoś takiego. Żyłem blisko z moimi przyjaciółmi, z naszą opiekunką Magdą i ludźmi, którzy przychodzili do naszej świątyni. opowiadaliśmy sobie przygody, nasze myśli najskrytsze sekrety i radości. Ale nigdy do tej pory nie byłem w tym prawdziwie z kimś. Nie umiałem...
- Oh! Wydaje mi się, że nie mogłeś na nic narzekać, otaczało cię wiele zrozumienia i miłości również od Magdy. - odpowiedział staruszek, a jego oczy zabłyszczały od wspomnień związanych z tym imieniem.
- To nie tak, że mi czegoś brakowało, tylko teraz wiem o ile większe mogło to być!
- Rozwijasz się. - skwitował uśmiechem Hod.
- No ale ten obraz... To było coś... Coś nieprawdopodobnego. W życiu bym tego nie potrafił czegoś takiego zrobić.
- A musisz umieć?
- Chciałbym. To bardzo pięknie tak umieć.
- A ja nie umiem, czy to coś złego? - podpuszczał Hod.
- Nie oczywiście, że nie. Jesteś dobry jaki jesteś.
- No tak. Więc ty też. - Zaśmiał się na głos staruszek - Videl to jedyny człowiek jakiego poznałem w całym mym życiu, który posiadł tą sztukę. To bardzo wyjątkowy człowiek... Można powiedzieć, że malarstwo to jego wielki dar.
- Nie wierzę w takie coś jak "Dar", każdy może się nauczyć wszystkiego, jeśli tego pragnie. - Sprzeciwił się Sinbard.
- Słowo "dar" nie jest twoim wrogiem, to tylko słowo. - wyjaśnił kojąco Hod, po czym sięgnął do przełożonej przez ramię solidnej torby i wyciągnął z niej obity w skórę tom. - Jest dla ciebie. Magda mówiła mi, że dużo piszesz, chciałem abyś miał miejsce do zapisania swoich przygód, abyś pokazał nam swoją historię. Jestem przekonany, że pewnego dnia będzie przystanią dla wielu podróżników, tak tych doświadczonych, jak i dopiero rozpościerających swoje skrzydła. - Dokończył Hod i wręczył książkę chłopcu.
- Jest pusta. - Stwierdził Sinbard po szybkim przewertowaniu stronic.
- Tak, ponieważ jest to miejsce tylko dla Ciebie, to miejsce na twoje życie. Na twój dar.
- Ale co miałbym w niej zapisać? - nie dawał spokoju chłopiec z głosem pełnym wątpliwości.
- Kiedy zaczniesz pisać, będziesz wiedział. Postaw pierwszy krok, a kolejne postawią się same. Jak w życiu.
- Gdyby to było takie łatwe... - Westchnął chłopiec.
- I jest. Nie musi być tak łatwo, jak byśmy chcieli, aby było dobrze.
- A co z innymi?
- Z innymi ludźmi?
Chłopiec skinął głową.
- Oni też piszą, piszą swoje historie. Może nie wszyscy spisują je potem w książkach... Ale ich opowiadania przenikają się z naszymi. Wpływają na siebie. Czasami przez to jest w nich wiele cierpienia, złości, rozpaczy, ale nawet gdy nie dzieje się dobrze, nawet gdy nie jest najlepiej możemy znaleźć inspirację i odnaleźć w sobie siłę, by napisać inna zakończenie. Takie, które pochodzi stąd. - Hod wskazał na klatkę piersiową Sinbarda, na której wisiał medalik, po czym kontynuował: - Nie możesz rościć sobie praw do wyłączności w decydowaniu o wszystkim, o wszystkich historiach i wszystkich ludziach. Nawet jeśli wynikało to z twoich najczystszych intencji i pragnienia czynienia dobra. Nie potrzebujesz tego, by tworzyć w spokoju.
Chłopiec mocno odczuł w sobie to przesłanie, a staruszek widząc, że zahaczył o ciężar sercu swojego młodego towarzysza dodał: - Nie jesteś sam Sinbardzie. Nie jesteś sam. Otworzyłeś się na nas i stałeś częścią naszej historii. Nasze drogi spotkały się. Teraz również ty będziesz wyciągał nas ze smutku samotności.
- Będziemy o siebie dbać jak w świątyni!
- Jak w świątyni. - zaśmiał się serdecznie Hod. - Widzę, że opiekunka nauczyła cię wielu pięknych rzeczy. My z Madzią bardzo długo byliśmy samotnymi istotami. Mówię ci siedem nieszczęść razy dwa. Gdzie nie poszliśmy wszystko się sypało. Ale pewnego dnia kiedy oboje mieliśmy już dosyć, po prostu się nam to znudziło i odpuściliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą. Nasze serca otwarły się na siebie. Pierwszy raz w życiu słuchałem. I widziałem, że pierwszy raz w życiu ktoś wysłuchał jej. Płakaliśmy ze szczęścia i rozmawialiśmy przez kilka dni jedząc bardzo niewiele. Tak sycące było dla nas to doświadczenie.
- Jesteście parą? - Zapytał się chłopiec pełen zdziwienia.
- Jesteśmy przyjaciółmi w podróży. Wspieramy się. Wędrowaliśmy wspólnie przez wiele, wiele lat. Kiedy przydarzyła się nam ta wspólna rozmowa zobaczyliśmy wszystko w całkowicie innych barwach. Kurtyna opadła i zapragnęliśmy zobaczyć świat, w jakim przyszło się nam urodzić. Taki szmat czasu... - Hod dał sobie czas by zanurzyć się we wspomnieniach i ucichł na chwilę, przemierzając oczami po niebie, po czym dodał z wielkim uśmiechem, skrytym w nastroszonej białej brodzie:
- Jestem szczęśliwy.

...


- A Videl? Gdzie on teraz właściwie jest? - Zaczął chłopiec widząc, że jego towarzysz nie ma już potrzeby dalszego opowiadania.
Staruszek zamyślił się na chwilę, po czym odparł:
- On natomiast wrócił do samotności. Poświęcił się jej, by znaleźć to, po co do niej wyruszył.
- I zostawił Korę?
- Kieruje nim teraz dość przewrotne, ale prawdziwe rozumowanie. Poprzez samotność chce znowu nauczyć się jak to jest być razem.
- Chyba nie do końca rozumiem. - stwierdził Sinbard drapiąc się w mimowolnie zmarszczone czoło.
- Jest takie stare porzekadło, taka maksyma, że jeśli czujesz się w swoim domu ciasno i niewygodnie to wprowadź z zagrody swoje zwierzęta i zwierzęta sąsiada i mieszkaj tak przez tydzień. Gwarantuję ci, że po upływie tego czasu pierwsze co powiesz to: "Boże ile tu miejsca! Jak dobrze!".
- Ale Kora była taka szczęśliwa jak o nim opowiadała! Oni się przecież na pewno bardzo kochali!
- I kochają się nadal. - Poprawił chłopca Hod. - Wydaje mi się, że to nie kwestia, czy miłość jest, czy jej brak. Być może czuł, że stać go na coś więcej. Być może uważał, że Kora zasługuje na więcej. Nie wiem. Zadecydowali o tym pomiędzy sobą. Jestem jego przyjacielem i opiekunem, znam jego intencje oraz serce. Ale nie mi oceniać czy jego decyzje są dobre i złe puki nie zobaczę zakończenia. Wnioski będą należały do niego. Mogę jedynie czuwać i podnieść go kiedy upadnie.
- Chcesz, aby był wolny.
- Chcę, aby wszyscy byli wolni i w tej wolności tworzyli piękne historie.
Chłopiec zamyślił się z ciepłym uśmiechem, po czym zwrócił się do staruszka:
- Opowiedz mi o nim proszę. Opowiedz jak się poznaliście.
- Oh! To bardzo długa historia, ale wiem, że ci się spodoba, bo jest w niej wiele piękna i prawdy...








2 komentarze:

  1. Dziękuję . Podoba mi się . Czekałam cierpliwie i jest :D <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałam tą część znaleźć najpierw na Twojej stronie na Fb. na blogu nie potrafię i nie wiem gdzie pozostałe części . Może kiedyś się nauczę ? :))))

    OdpowiedzUsuń