24 marca 2013

Wybaczenie


Życie jest.
Pojawiamy się w nim.
Człowiek zrodzony z człowieka.
Gdzieś w jakimś miejscu, pośrodku bezmiaru.

Są tutaj inni ludzie, którzy coś mówią.
Przekazują w sposób czuły lub nie swoje doświadczenia.
Czasami są to słowa pełne radości.
Innym razem jest w nich wiele cierpienia.

Wszystkie te historie są możliwe....
Ich różnice są możliwe.
Ponieważ kreujemy w nas bardzo silny koncept osobowości.
Bierze się on z najpierwotniejszego poczucia egzystencji.
Dzięki temu jakby czujemy swą obecność.

Czujemy swoją obecność.

To bardzo proste i ważne słowa.
Nasza obecność jest dla nas postrzegalna.
Postrzegalność samych siebie nazwałbym samo-świadomością.

Istnieje jednak...
Hm.
Jakby maniera opisywania, determinacji "co czym jest".
Choćby po to by odróżnić zagrożenie, coś trującego itd.

I jest to największa potęga jaką posiadł człowiek.
Możliwość determinacji rzeczywistości.
Całkowitej.
Poprzez nadawanie znaczeń.
Poprzez przypisywanie wartości.
Poprzez operowanie słowem "nie".

Jeśli jest to proces świadomy.
Takie też będą jego owoce.
Nie ma większej rozkoszy niż czuć swoją obecność, dziejącą się w całej "reszcie" manifestacji.

Wszystko staje się jak rzeka.

Jej zawiłości, zakola, zmiany poziomów...
Pojawiają się poprzez nas, lub poprzez czynności innych ludzi.
Ale przyjmijmy pewną mędrczą postawę i sprowadźmy to tylko do nas.

Poprzez ubieranie poczucia własnej egzystencji, w przymiotniki, określenia, wartości...
Które wynikają z osobistego stosunku do postrzegania życia w nas.
Patrząc na siebie, traktujemy się troszkę jak obiekt.
I zaczynamy opisywać to co widzimy.
Stajemy się "czymś", zjawiskiem dla nas samych opisywalnym.
Skończonym.
Które będzie wiodło życie jako "ten konkretny kształt".

Są po podwaliny alchemii nas samych.
Przejaw boskiej kreacji w nas.
Możemy determinować nasze doświadczenie, kąt naszego postrzegania.
Możemy doświadczać nauki i wzrostu, wynikających z różnych doświadczeń.
Rozwijać TO za co się uznaliśmy.

Dzieje się to co można zobrazować kołem.
Zataczamy koło w naszym postrzeganiu, co jest wynikiem uważania się za "coś".

Wędrówki dusz.

Wyobraźmy sobie rzekę.
Rzeka życia.
Płynie "prosto".
Istota ludzka.
Poprzez przyjmowanie opisu samego siebie za fakt, kształtuje swoje postrzeganie.
Jeśli uzna się za pełnego dobroci, w rzece pojawią się inne "obiekty", które swoim zachowaniem odpowiadają tej wartości lub nie.
Bieg rzeki zostanie zmącony.
Postrzeganie wpada w zależności.

Pojawia się wybór.
Istnienie zaczyna sortować przejawy życia.
By osiągnąć jakiś konkretny obraz.
Jakiś konkretny ich układ.

Tych którzy w jego postrzeganiu stali się dobrzy mają za zadanie takimi pozostać.
Inaczej są zdrajcami.
Szarlatanami.
Bo JA  nałożyło na nich koncept, w którym mają się mieścić.

Dlatego pytam czasem.

"Ilu ludzi potrzebujesz, aby być tym za kogo się uważasz?"
"Ilu ludzi musi być wplątanych w zależności historii, którą sobie opowiadasz?"

Jest sobie więc rzeka, która nie biegnie już prosto.
Ma w sobie zależności.
Tutaj z racji tego za co się uważamy nie pójdziemy, tam pójdziemy chętniej.

Pojawiają się doświadczenia.
Najróżniejsze.
Ci dobzi okazują się jeszcze lepsi od nas od których warto się uczyć, albo zwykłymi kłamcami.
Ci źli okazują się źli, albo nie umieją poradzić sobie z cierpieniem, które ich spotkało...
Do tego dodajmy emocjonalny stosunek do tych zjawisk.
Powołajmy takie zjawiska jak sumienie, dusza, serce, umysł.
Multum, multum możliwości.
Do których robimy skok w bok, z głównego nurtu.
To nas ciekawi, taki świat sobie kreujemy by go oglądać.
Tak spędzamy nasz czas tutaj.

Płyniemy z rzeką.
Kreujemy wizje.
Później doświadczamy tego, ze świat, albo my nie możemy jej sprostać.
I na koniec wybaczamy.

I to wybaczenie na powrót podpina nas do głównego nurtu.
Skąd pojawiło się  wszystko to za co możemy się uważać.

Znów obraz staje się szerszy.
Znów jest lekkość i naturalność.

Dryfujemy.
Nabieramy sił.

Bez wybaczenia.
Poprzez karmienie ciała zawiścią, pogardą, gniewem...
Karmimy się śmiercią.
Sprzedajemy istnienie, w zamian za historię pełną niedomówień i cierpienia.
Zamykamy swoje postrzeganie.

Obrażamy się na życie.

Tak.

Obrażamy się za to, że dano nam możliwość determinacji i mogliśmy przegrać, cierpieć.
Nasze wizje mogły się nie spełniać, to co zbudowaliśmy mogło się zawalić.
Ludzie mogli cierpieć przez nas.
My mogliśmy cierpieć przez ludzi.
To za co się uważaliśmy mogło nie wystarczyć, mogło być za małe, albo za słabe by udźwignąć nasz sen.
I przegraliśmy.

Chcieliśmy coś stworzyć, a mamy same szramy na sercu i duszy.

Jeśli istnienie zdobędzie się na wybaczenie.
Jakby "powraca".
Wybaczenie wyzwala istnienie z konceptów i zależności.
Wybaczenie uwalnia cały świat od tego za co się uważaliśmy.

Sprowadza nad do punktu zero, do punktu wyjścia.
Dlatego wspomniałem, że ten proces można zilustrować kształtem koła.

Prosta linia.
Pętla w bok - jest naszą kreacją opartą na determiniźmie.
I jeśli "ja" powróci do prostej linii...
To nadal nie jest za późno.
Gdy nie powróci.
Gdy zacznie tworzyć i pogłębiać labirynty zależności.
Tego będzie doświadczać.
I ostatecznie zostanie zmiażdżone przez własną kreację.
Ponieważ świat jaki tworzymy w swoim postrzeganiu nie ma już w sobie nic z życia.

Tylko cyfry, i hierarchia wartości, którą musi dźwigać świat.
Przymus.
Odebranie woli innym przejawom istnienia.
Zdominowanie.
I odebranie innym możliwości świadomego kreowania samych siebie.
Zmuszenie, by drugie istnienie, nie miało możliwości doświadczania siebie tak jak najbardziej czuje.
I nie mówię tylko o sprawach absolutnych.
Mówię też o rzeczach, które można nazwać błahymi.
Jak ktoś wyraża siebie.
Jaki komuś przypadł ludzik, na wędrówkę tutaj...

Determinacja.
To najbardziej tania.
I największa potęga tego świata.
Ego poprzez determinację pragnie układać świat.
Posiąść go.
I układać.

Żąda od innych, by działali wedle wizji.
By byli tym, czy tamtym.
By zachowywali się wedle scenariusza.

Taki świat rodzi śmierć.

Bo nie jest wolny.
Bo nie jest swobodnym nurtem rzeki.
Tylko jego eksploatacją.
A jeśli.
Uważamy.
Że tylko nam wolno nadawać kształt.
Bo uważamy się za to, za to i jeszcze za tamto.

To nie podołamy.
Ponieważ nie ważne ile wchłoniemy danych - nasza percepcja jest ograniczona.
Ponieważ świat nie jest skończony.
Wciąż się dzieje.
I tracąc z oczu drugie istnienie i wybierając to jak możemy o nim pomyśleć zamiast egzystować w tym czym w istocie jesteśmy...
Tracimy z oczu również siebie.
Tracimy to z czego narodziło się to za co możemy się uważać.

Ta strata jest mentalna.
Nie jest faktycznym stanem rzeczy.
Jest konsekwencją naszej historii, którą sobie opowiadamy.

Ostatnimi obrazami, które trzymają nasze uczucia w tej historii.
Może podświadomie chcemy ukarać się za to co zrobiliśmy?
Może tym jest w istocie karma?

Wybaczenie.

Sprawia, że znów widzimy drugiego człowieka.
Uwalnia nasze postrzeganie i emocje.
Sprowadza percepcję do spraw najprostszych.

Takie jest koło życia.

Zamknięci w obrazach umysłu uczymy się.
Jak być.
Widzieć i kosztować to wszystko czym jesteśmy.




Om

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz