1 lipca 2013

Moc Myśli

Co do mocy myśli...
W moim odczuciu sfera umysłu to takie biurko kreślarskie.
Co ciekawe, możemy iluzorycznie doświadczyć tego co zamierzamy zrobić.
Takie doświadczenie pozorne umożliwia nam podjęcie decyzji.
"Tak, to mnie spełnia, pragnę iść tam, uczynić to, zrobić tak a tak".

W tym momencie pojawia się uczucie wynikające z obcowania z efektem finalnym w naszej wyobraźni.
Może się to przejawiać jako poczucie inspiracji, silne postanowienie, pewność, pogodny spokój.
Nie ważny jest kształt tego uczucia, chodzi o to, że wynika ono bezpośrednio z nas.
Jest odpowiedzią na obraz, który w nas powstał i stosunek do niego.
Jakich czynów może dokonać osoba, o której możemy powiedzieć, że jest natchniona?
Dlaczego?
Ponieważ jest zamknięta w samowystarczalnym, wciąż samonapędzającym się energetycznym cyklu.
Czas pomiędzy wizualizacją celu a jego osiągnięciem tego co zamierzamy zależy od tej energetycznej dawki, która wynika z nas.
Dlatego osobę, którą zadowala sama wizualizacja celu, a energię która budzi się w niej by mogła ten cel osiągnąć, nazywa się "leniwą".
Bo jakby marnotrawi ten zastrzyk.
Który jest kompletnie za darmo.

Istnienie czasami nie chce iść jakby dalej, rozwijać się i stawiać się w jakby w kolejnych możliwościach.
Bardzo zadziwiał mnie ten fakt.
Że wystarcza nam pomyślenie o zjawisku, że możemy zrezygnować, z tworzenia, i pewnie dzieje się to z różnych przyczyn i powodów.

Z tego co mogłem zaobserwować tak ze swojego zachowania jak i innych, to że tworzenie jest kłopotliwe...
Bo jak coś stworzymy z miłości z poczucia piękna to chcielibyśmy by było to wieczne, by zostało uszanowane, by wywarło taki a taki oddźwięk.
Jest to bardzo trudne, głównie z odmienności naszego postrzegania.
Poprzez różne doświadczenia nie ma w nas pewnej wrażliwości, oglądu by dostrzec to co ktoś pragnął to przekazać.
Pojawia się poczucie nie-wartości, niezrozumienia ale i również zawiść, zazdrość...
A są to takie małe drzwiczki do strasznie przykrego licha - zemsty.
I nie ważne czy uważamy, że ktoś nie docenił nas, czy mamy jakiś afront do kreacji drugiego człowieka...
Działanie w afekcie to działanie w afekcie.
Ma ono miejsce, gdy działamy z przykrości.

W tym momencie pojawia się również najsmutniejsza kolej rzeczy...
Istnienie może obrazić się na twórców tak bardzo.
Oddzielić się od istnień na tak znaczną odległość...
Że odmówi im jakości bycia twórcą.
Mówimy teraz o takich rzeczach jak wyzysk, dominacja...
Istnienia urażone reakcją innych istot czy to na kreacje czy nawet na sam fakt istnienia...
Zaczyna gromadzić zasoby.
By odmówić wszystkim innym możliwość wyrażania opinii, poprzez wprowadzenie hierarhii...
Możliwości swobodnego kreowania otoczenia, poprzez przypisanie zasobów do wąskiego grona...

Dajemy innym to co nas spotkało...
To co stało się częścią nas.
Istota, która obraziła się egzystencjalnie na życie, świat, ludzi...
Świadomie lub nie będzie dążyć, do tego aby to spotkało wszystkich.

Patrząc po buddyjsku, to jest krzyk rozpaczy tej istoty o zrozumienie.
Patrząc jakby bardziej trzeźwo, to człowiek krzywdzi człowieka.
Po prostu.
Ponieważ może, bo ten świat jest zbudowany w dość jednak przykry sposób...

I ciągle krzywdzimy się wzajemnie.
Ponieważ tak niewiele wystarczy byśmy obrazili się na świat.
Byśmy sprzedali yo uczycie, które podsyca naszą kreację.
Która dodaje nam zawsze sił, która pompuje pasję przez każde zakamarki ciała.

Oddajemy to za urazę, którą rozprzestrzeniamy jak zarazę.
Jako, że to nigdy nie syci, nie niesie spełnienia, egzystencjalnego.
Potrzebujemy, istnieje wręcz wymóg, wedle, którego ma reagować świat.

Typowy mechanizm egotyczny, pt. "skoro ja nie mogę to nikt nie może", albo "skoro ja nie mogę, to ja wam pokażę jak bardzo mogę".

A że ludzie wałkujący taki rodzaj rzeczywistości nie mają dostępu do spełnienia...
Egzystencjalnego.
Buntują się również przeciwko temu, i odmawiają tego uczucia całemu światu.
Bo jak palant, który nie potrafił obcować pośród ludzi w jakiś naturalny, albo choć trochę harmonijny sposób i odłączył się od energii-matki i przez to jego życie stało się dosłownie chujowe...
To już nic nie może być po normalnemu.

Cierpienie to bardzo przykry wymiar egzystencji.
Ponieważ pochłania.
Wypacza myśli.
Ponieważ umysł zawsze będzie bronić istnienia.
Taką posiada rolę.
Zawsze będzie odwracał kota ogonem ponieważ jest po to by chronić istnienie.
By zaradzać.

Każdy z nas doświadczył w dzieciństwie obrażania się na wszystko.
Zobaczcie jakie były to bzdury.
Jak nieproporcjonalna była z obecnego punktu widzenia nasza reakcja.
Ale dla tamtego nas, dla ówczesnego umysłu, który potrafił dostrzec to co potrafił, lizak, albo autko to była sprawa egzystencjalna!
To jest szokujące odkrycie, dla mnie.
Bo w takim świetle wychodzi na to że ludzie nie wyrośli jeszcze z tego.

Ich ego otoczyło się mnóstwem rzeczy, które świadczą o tym, że to oni mają rację.
Ale mogą chełpić się tymi rzeczami tylko dlatego, że inni ich nie mają, a najczęściej nie mieli możliwości ich posiadać, a często nawet marzyć, bo ich umysł nie mógł poznać takiej rzeczywistości w której istnieją jakiekolwiek udogodnienia, dla egzystencji.

Cierpienie pasywne, niemożność kreacji również powiela ten patologiczny stan.
Jakiejś totalnej nierówności.
Kpiny z tego co nosimy w środku.

Czasami naprawdę zastanawiam się w jakim świecie dane mi było się urodzić...
Wszystko jest tak przykre.
Tak nieskończenie przykre.

Czasami czuję hańbę.
Jest mi wstyd, że jestem w stanie w ogóle się radować.
W obliczu tego wszystkiego co widzę, a co spotyka się z moim niezrozumieniem.
Z moim najwyższym niezrozumieniem.
Bo świat stał się irracjonalny.
A może zawsze był?

Może było tu jeszcze gorzej?

Nie wiem...
Ale wydaje mi się...
Wierzę oraz czuję...
Że istoty, które widząc to wszystko...
Poświęciły się transcendencji i szukaniu odpowiedzi...
Które spojrzały w siebie, i odkryły to uczucie.
Ten wszystko wybaczający żar, który pali się ogniem prostych słów.
Ludzkich.
Że te istoty zapaliły światło.
Otworzyły umysły na zrozumienie, na możliwość wyjścia z kręgu, który niesie nam zgubę...
Człowiek stworzył lampion.
W którym przekazywana jest prawda o nas.
O każdym z nas.
Nie jako zbiorze cyfr i medali z etykietami.
Tylko jako o cudzie życia.
O bezkresie tego czym jesteśmy.
O wolności, która jest wpisana w nas.
Człowiek, jako ucieleśniony akt woli, zdolny do kreacji, do dedukcji, do empatii, czucia więzi.
W każdym zakamarku naszej najprostszej nagości jesteśmy piękni.
Doskonali, przygotowani bezbłędnie, by doświadczać tego życia.
Wszystkiego Czym Ono Jest.
Wszystkiego czym jest w Istocie.

Ale nam jako zbiorowi obejmującemu całą ludzkość.
Wystarczy ten ogryzek.
Wygodny fotelik w domu i w pracy.
Psychologiczny gambit, który spowija wszystko w prawach dominacji.
Zasoby, które bezbłędnie odzwierciedlają mniemanie o sobie każdego człowieka...
Zjadamy jabłko, które jest jedno.
Z tym że dzielimy się na tych co biorą, tych co proszą i tych co nie mają.
Życia bez smaku.
Bez możliwości zasadzenia własnych owoców...
Bez swobodnego wyrażania uczuć płynących z obcowania...

I wszystko miga, odciąga i ukierunkowuje uwagę do rzeczy, które przemijają, które się psują i które ostatecznie nie są Ci dane byś je sobie miał.
Takich cech nabiera życie.
Takie stają się emocje...
Przygasłe, marne, ograniczone do strefy myślowej.
Nierealnej.
Nienamacalnej.
Nie mającej oddźwięku w sferze materii.

Działanie w spełnieniu jest pełne spokoju.
Jest delikatne.
Drobne.

Istnienia które oddzieliły się od tego uczucia, dążąc do postawienia na swoim w pewnym momencie, poprzez forsowanie sobie drogi uzyskały wyższą rękę.
Powstawały stanowiska zwierzchnicze, rządzące...
Które oczywiście były powołane ze szczytnych pobudek.
Z tym, że spełnione istnienie jest jakby ślepe, przepełnia je miłość do swojej kreacji.
I ustępuje.
Bo boi się o nią.
Wątpliwość, strach, poczucie nie-wartości...
Bardzo łatwo zaszczepić te rzeczy w dualnej rzeczywistości.
Niezwykle łatwo.

Człowiek sam zdał się na łaskę drugiego człowieka, w ogromnej dysproporcji sił.
Co się dzieje w Egipcie.
W tym czasie?
Jak "władza" która została wybrana przez ludzi i dla ludzi, może im się sprzeciwiać?
Tak mi się wydaje.
Prezydent to tylko figura, nie może sprzeciwiać się ludziom "swojego" kraju.
Bo jest jednym z nich.
On jest dla nich.
Ludzie uznają, że nie był to dobry wybór to się mówi "dziękuję".
To jest najodpowiedzialniejsza rola.
Prezydent to najwyższy strażnik tego po co wybrali go ludzie.
Tylko po to jest.
Nic innego.

Reprezentuje kraj, mówi w imieniu WSZYSTKICH.
Powinien być ze wszech miar najznamienitszy.
Ponieważ w jego rękach jest wielka Moc.

Niewyborażalna.
Istnienie dostaje w opiekę kraj.
I co robi?!

Obrazy, które stanowią część życia tych istot.
Czy to rozumiesz?
Oni to doświadczają osobiście.
Te doświadczenie determinuje to za co mogą się uważać.
O ich przyszłych wyborach.
I możliwościach, jakie będą mogli podjąć.
Determinuje to ich zdolność na otwarcie się na uczucia i wszystkie te stany świadomości, które możemy uważać za "wyższe" bardziej wspólne.
Oni nie mają innej możliwości jak to wycierpieć i starać się nie pęknąć, nie zacząć samemu powielać tych, których doświadczyli.

Nie wolno stawiać istnienia w takiej sytuacji.
Stawianie istnienia w tak skrajnym doświadczeniu, w egzystencjalnym doświadczeniu zaprzeczenia tego czego obraz każdy nosi w sobie, jest zabronione.

Nie jesteśmy tu po to.
By stawiać czoła urojonym scenariuszom.
Rodzimy się wolni, owoc miłości.
Zbliżenia, zaufania.
W pragnieniu przedłużenia teraźniejszego uczucia, które nas połączyło na przyszłość.
Po to dano nam umysł, który potrafi dedukować to co może nastąpić.

Byśmy mogli nadawać kierunek.
Taki jak najbardziej czujemy.
Taki jak spełni nas najbardziej.
Tak wszystkich jak i każdego z osobna.

Poczuj to i twórz.
Wszystko Już Jest.



Om

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz