8 lipca 2013

"PRYZM" Wizja II - Opowieść


...

Vincent dochodząc do swojego podwórza stąpa już w gęstych strugach deszczu.
Dochodząc do furtki, za którą stoi jego domostwo, pragnąc odpowiedzi za ten przemoknięty stan rzeczy, wzniósł pytająco wzrok ku niebu.
Nie otrzymując jednak żadnej konkretnej odpowiedzi uśmiechnął się do siebie i skrył pod obłożonym dachówką drewnianym dachem.
Witając znajome kształty i stłumione wilgocią powietrza zapachy odwrócił się jeszcze raz do resztek zachodzącego słońca.
Ostatnie spojrzenie na muskające skronie promienie słońca i staruszek niknie za ciężkimi drewnianymi drzwiami.
Strzepując krople z ciężkiego kaptura, na posadzkę i zdejmując wyjściowe buty wyjrzał jeszcze raz przez okno.
Widząc, że przestało padać uśmiechnął się do siebie w duchu i pogroził niebu stanowczo palcem, co rozbawiło go jeszcze bardziej.
Vincent złożył wędrowną szatę na wieszak i wolnym krokiem ruszył przez korytarz do swojego pokoju, który znajdował się na wyższym piętrze.

Żył dość skromnie.
Jego domostwo mimo iż z zewnątrz wydawało się mieć imponujące rozmiary, w środku okazywało się być drobnym ciepłym mieszkaniem liczącym niespełna dwa pomieszczenia i sypialnię na piętrze, która służyła mu również za obserwatorium.
Ta różnica pomiędzy widokiem z dworu a faktycznymi rozmiarami była spowodowana bardzo grubymi ścianami, wykonanymi z ociosanych bloków.
Kamienie były szorstkie i bardzo skutecznie trzymały w środku tak ciepło jak i wilgoć.
Gdzieniegdzie podłoga była wyłożona drewnianymi panelami.
Vincent mimo, że do ich wykonania i położenia musiał włożyć więcej serca niż umiejętności, był bardzo zadowolony z ich niedoskonałej natury.

Wszedł powoli po schodach do swojej sypialni.
Zza ścian dobiegały go stłumione dźwięki świadczące o tym, że znowu zaczęło lać.
Gwizd szalejącego wiatru.
Szalał wszędzie, tylko nie tu.
Tutaj była przestrzeń Ciszy.
Pokój.

Kilka prostych mebli.
Regały na których leżało kilka starych ksiąg.
Przy szerokim łóżku stał stolik, a na nim paproć podarowana przez Rebekę.
-Jestem szczera i proszę o to samo - powtórzył jej słowa w myślach - a ty jesteś stary więc powinieneś mieć pod ręką coś o co mógłbyś dbać.
Vincent zabrał się do śmiechu.
Usiadł na chwilkę na łóżku i przywitał się ze swoją zieloną przyjaciółką.
Wstał i przymknął okiennice po czym zszedł na dół.
Wchodząc do pokoju przywitało go czułe skrzypienie drzwi.
Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy był wielki kominek, wypełniony po brzegi popiołem i resztami drewna.
Vincent skrzywił się komicznie na myśl o swoim lenistwie i przywitał muśnięciem stare meble z litego ciemnego drewna.
Były już z nim tak długo, że miał niemalże pewność, że czuły jego wdzięczność i dlatego nie odmawiały mu funkcjonalności.

Na pochyłym biurku stoi dawno nieużywana lampa naftowa, jakieś papiery i dwa zalane woskiem kaganki używane, cóż, dość często.
Po rozpalenia żaru kilkoma suchymi jak wiór drwami, usiadł lecz nie mógł opanować myśli.
Jakby wszystko zapraszało go, ze wszystkimi wyrazami czułości i szczerości do uwiecznienia wszystkiego tego, co go spotkało.
Vincent długo nie umiał ubrać swojego życia w sposób, który mógłby być zrozumiały, nawet dla niego samego.
Mógł ubrać wszystko w kilku prostych słowach, lecz jak krótka byłaby to opowieść!
Opierał się więc lekko, lecz wiedział, że nie uniknie tego co nieuniknione.
Po raz któryś z kolei, zbadał stan biurka, które wciąż liczyło sobie dwa kaganki, lampę i stare pergaminy, które leżały tu tak długo, że nawet nie miał pojęcia czego dotyczą.
Zdecydowanym ruchem zrobił sobie trochę miejsca.
Po zdobieniach biurka dotarł do szuflady, z której wydobył pióro i kałamarz.
Ten podarek dostał od swojego pierwszego nauczyciela, który był mu przyjacielem i towarzyszem podróży.
To on nauczył go wszystkiego czego umiał i był mu towarzyszem w wędrówce poza.
I to również będzie rozdział tej historii.
Na blacie, nie wiadomo nawet skąd, znalazły się grube karty papieru.
A potem słowa...

Czekałem bardzo długo na tę okazję.
Staram się zebrać wszystkie przenikające mnie teraz myśli.
Chciałbym jak najdokładniej opisać to co przeżyłem.
Opisać każde uczucie i doznanie w sposób klarowny i niepozostawiający złudzeń.
Tak, aby ktoś czytający te słowa mógł wesprzeć się na nich w chwili zwątpienia.
Pragnąłbym tylko, by nie próbował zrozumieć doboru słów, tylko starał się dostrzec życie zawarte pomiędzy wersami.
Życzę Ci, aby zaprowadziły Cię jeszcze dalej niż dotarłem ja.
By były inspiracją Twojego wzrostu.
Na tych kartach składam historie mojego życia.
Myśli i obrazy.
Przygodę, która trwa już tak długo, choć niemalże mógłbym przysiąc że obejmuje je Ta chwila.

Vincent zamknął oczy.
Jeszcze raz wziął głęboki wdech zbierając w sobie emocje.
Umoczył pióro w kałamarzu.

I wynurzając się z ogarniających go wspomnień dopisał:

Aby człowiek zrozumiał człowieka.
Abyśmy pojęli tę wędrówkę.
Ponieście moje zrozumienie.


- Ogień -

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz